Z początku rozmowa niespecjalnie się kleiła i oboje uciekaliśmy wzrokiem na boki. Dopiero gdy przyniósł sok pomarańczowy i dolał do niego malinowego, co w pierwszym odruchu wydało mi się nielogiczne, a następnie wypiliśmy tę niecodzienną mieszankę, nabraliśmy odwagi. Vol skończył szkołę w zeszłym roku. Poza tym interesował się sportem i codziennie rano wychodził biegać, po południu zaś odwiedzał siłownię. Zaproponował, bym wybrała się razem z nim, lecz wolałam oszczędzić mu widoku biegającej mnie, więc grzecznie odmówiłam.
- Więc Bee, to prawda, że wciąż wpadasz w kłopoty? - zapytał.
- Nie tyle w kłopoty, co miewam częste nieszczęścia i wypadki. Ostatnio wpadłam pod samochód - powiedziałam to tak, jakbym informowała o nowej bluzce.
- I rodzice puścili cię do nas w takim stanie?! - Najwyraźniej oburzony, odstawił szklankę.
- Moje ciało zregenerowało się w ciągu dwóch chyba nocy, jeśli dobrze pamiętam. Kiedy śpię, organizm produkuje substancję wspomagającą gojenie, a przynajmniej tak powiedzieli uczeni lekarze. - Wzruszyłam ramionami. - Ale w Hell-line spotkało mnie więcej wypadków niż... - zamilkłam. Spojrzałam przepraszająco na fioletowowłosego, ale on, idąc za moją radą, omijał oczy. - To znaczy w Rainbowline.
- Jesteś pierwszą osobą, która śmiała przekręcić tę słodką nazwę - roześmiał się.
Tak nam mijał wieczór, dopóki nie wróciła reszta. Wtedy Rosso podał herbatę i ciasteczka, które wstyd mi było dotykać z powodu tuszy. Nieszczupła dziewczyna wśród idealnych chłopców zawsze krępuje się i nie bierze do ust niczego, co mogłoby wywołać karcące lub niezrozumiałe spojrzenie.
Rozmawialiśmy w sumie o niczym. To bracia bardziej poznali mnie, gdyż sypali pytaniami. Ustalili nawet kolejkę, by nie wchodzić drugiemu w drogę. Najwyraźniej musiałam być sporą atrakcją, z może zachowywali się tak wobec każdego? Nie śmiałam pytać, więc opowiadałam o swoim dzieciństwie, o szkole, o bracie, o nielicznych znajomych. Rozwiodłam się na temat powieści mamy. Wspomniałam o kilku marnych wypadkach, z których i tak wyszłam cało.
- To niesamowite, jak twój organizm reaguje na myśl o śmierci - wymknęło się Horiemu. - Chyba naprawdę chce, byś zobaczyła coś więcej, niż tylko najbliższą okolicę.
- Jak byłam dzieckiem i miałam dość wpadania w tarapaty, to wymarzyłam sobie, że wzniosę się ku niebu, a potem spadnę i umrę - wyznałam. - To głupie, ale myślałam, że jestem aniołem oraz że będę się tułać po świecie, dopóki nie uratuję kogoś z niedoli.
- Chyba każdemu przeszło niegdyś przez myśl, iż może należeć do niebiańskich istot, czyż nie? - Mori uśmiechnął się ciepło.
Choć zdawało się, że słowa niebieskowłosego chłopca zabrzmiały neutralnie, zapadła cisza i przez kilka długich sekund wibrowała w powietrzu. Dopiero Verde, podnosząc się do pionu z błyskiem wspaniałomyślności w oku, przerwał ją.
- Pokażmy Bee naszą grę! - zaproponował.
- Nie - gwałtownie odpowiedziała pozostała czwórka, na co zielonowłosy ściągnął z niezadowolenia brwi.
- Nie możesz straszyć naszego gościa już pierwszego dnia - wyjaśnił Hori młodszemu bratu. - Poza tym pewnie jest zmęczona.
- Bee... - Verde spojrzał na mnie błagalnie szmaragdowymi oczami.
- A co powiesz na jutrzejsze popołudnie, kiedy wrócisz ze szkoły? - uśmiechnęłam się, chcąc rozładować napięcie.
- W porządku! - Chłopiec też wyszczerzył zęby.
Chłopcy z nieznanego mi powodu odetchnęli z ulgą.
***
Po prysznicu, ubrana w pomarańczową piżamę, kiedy leżałam już na naprawdę wygodnym, choć piętrowym, łóżku otulona miękką i pachnącą pościelą, rozmawiałam jeszcze przez chwilę z najmłodszym z braci. W pewnym momencie przez drzwi zajrzał Voilet, by życzyć słodkich snów, co było kochane.
Jeszcze zanim odpłynęłam w objęcia Morfeusza, usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka i zbliża się do łóżka. Nie potrafiłam określić, który to z braci, lecz przybysz otulił Verde kołdrą, którą ten wcześniej rozkopał, a następnie wyszedł. Zasnęłam chwilę później.
***
Kiedy obudziłam się rano z niejasnym wrażeniem, że powinnam być w innym miejscu, późnojesienne promienie słońca wpadały przez duże okno do pokoju, oświetlając go i nadając ciepłego i przytulnego wyglądy. Powoli, ociągając się, zwlokłam się z łóżka. Ziewnęłam oczywiście kilka razy, przeciągnęłam się i powąchałam dłonie. Kiedy stwierdziłam, że mój stan nie jest tragiczny, bo włosy nie sterczą w każdą stronę, opuściłam pokój, by udać się na parter.
Po schodach schodziłam niewiarygodnie cicho. Aż się zdziwiłam, że nie jęczą pod moim ciężarem. Widać było, że zbudowano je dawno temu i że konstrukcja jest solidna, dopracowana, nie jak te dzisiejsze, robione na szybko, byle by cieszyły oczy gości, którzy wchodzą, podziwiają wnętrze i wychodzą, aby rozpowiedzieć o tym, jaki kolor dywan dana rodzina ma w salonie. Cisza ta jednak nie tyczyła się przestrzeni, którą wypełniały odgłosy rozmowy. Rozpoznałam wśród nich Rosso oraz Moriego. Kłócili się zawzięcie, zapominając o bożym świecie.
- Nie mogę pojąć, że jesteś tak naiwny - oburzył się czerwonowłosy posiadacz głosu. - Nie minęła doba, a ty już się nakręcasz. Nie masz pewności, czy to prawda.
- Zobaczymy dzisiaj - odburknął najstarszy brat. - Tylko my odpowiadamy poprawnie na wszystkie pytania.
- Nie nakręcaj się.
Wychyliłam się, by móc ich zobaczyć. Stali pod schodami, obaj jedynie w spodniach, Rosso miał ręcznik na ramionach, a świetlne refleksy tańczyły na jego włosach. Mori zaś, ze ściągniętą twarzą, wyglądał przerażająco, jakby chciał zrobić komuś krzywdę.
- Nieładnie tak podsłuchiwać - usłyszałam nagle szept.
Podskoczyłam i spróbowałam się cofnąć, po raz wtóry zapominając, że za plecami mam... Nic. Schody. Już leciałam w dół, kiedy w ostatniej chwili Hori chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Znalazłam się tak blisko, że policzek miałam przy jego klatce piersiowej i słyszałam miarowe bicie serca. Moje zaś pędziło jak oszalałe. Taki upadek pewnie skończyłby się wizytą w szpitalu.
- Przepraszam - wyszeptał blondyn, wtulając twarz w moje poskręcane i poplątane po nocy włosy. - Powinienem uprzedzić o swojej obecności. Przepraszam.
Nie byłam w stanie nic wydukać. Przed oczami miałam szpitalny sufit. Nie chciałam ponownie tam trafić, nie chciałam znów wysłuchiwać lekarzy. Na samą myśl o pytaniach skręciło mnie w żołądku. Dlaczego wszystkich tak bardzo interesowała moja zdolność regeneracji? A co, jeśli nagle nie zadziała? Co jeśli w końcu umrę, zostawiając rodziców z oczami pełnymi łez? Ta wizja jeszcze bardziej zacisnęła mi gardło.
- Przepraszam - wyszeptał jeszcze raz.
Hori wziął mnie na ręce i zniósł na dół, domyślając się, że nie dałabym rady zejść sama. Wtuliłam się w niego jak małe, przerażone dziecko w matczyną pierś. Rosso oraz Mori patrzyli na nas zdziwionym wzrokiem, kiedy spowity żółtym kolorem mężczyzna kładł mnie n kanapie. Skuliłam się, obejmując kolana.
- Wszystko w porządku? - zapytał Hori, ale w odpowiedzi otrzymał tylko kiwnięcie głową.
- Zrobię kakao - zaproponował Rosso i ruszył w stronę kuchni. Odprowadziłam go wzrokiem.
Przeklęte Rainbowline z setką schodów.
Wróciłam! Dzień później, niż zapowiadałam, ale jestem. NbH skończone i teraz spokojnie mogę zająć się WwT. <3
Hmmm . szczerze powiem , że bardzo fajny blog , a temat bloga (mimo iż tak oklepany) bo właśnie na Fantasy rzucają się wszyscy ,,amatorzy" dzięki tobie nabiera trochę innego koloru. Miło się czyta , bo są tu niby niezwykłe moce , ale one nie dominują i to jest w tym ciekawe !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Hunted Girl...
Super! Cieszę się, że kontynuujesz opowieść o Bee!
OdpowiedzUsuńNaprawdę za nią tęskniłam T-T
Czy ja tutaj wyczuwam podstęp i wielką tajemnicę rodziną, czy po prostu mój psiak znów puścił cichacza-zabójce? Wszystko jest możliwe!
Zaciekawiła mnie rozmowa tej dwójki, co oni mieli na myśli? Czemu mam dziwne wrażenie, że chodzi im o Bee? Czy to jakiś rodzinny sekret?
Właściwie to zastanawiam się również, czy te wydarzenia mają coś wspólnego z postaciami z Ash Dale?
Temat aniołów... był dziwnym porównaniem, ale mi Bee kojarzy się z wilkołakiem, ale to z powodu leczniczej substancji w ich ślinach >.< Nie mniej szybkie leczenie się dziewczyny naprawdę mnie zastanawia i zdumiewa, a sądzę, że tak to nieco potrwa :D
Niemal wypadek na schodach... cóż, chyba nikt nie może się przyzwyczaić do tego, że często ma jakieś wypadki. Dowodem jest nawet Prometeusz, który codziennie umierał, aby następnie ożyć i znów przeżyć śmierć... może Bee jest jego krewną?
Sądzę jednak, że on za każdym razem, gdy umiera zastanawia się, czy znów ożyje, a Bee z pewnością za każdym razem, gdy jest bliska śmierci, boi się tego iż nie wstanie, cieszę się, że o tym wspomniałaś, bo nie wierzę, aby pomimo swoich słów i tego iż stwierdza ze spokojem jakie miała wypadki, tak łatwo się do nich przyzwyczaiła.
(no normalnie godzinę piszę ten komentarz, bo cały czas coś mi przerywa >.<).
Dlatego moim zdaniem Bee jest naprawdę sympatyczną osobą (nie ważne, co mówią jej oczy), bo zamiast na pierwszym miejscu myśleć o sobie (jak większość społeczeństwa) ona myśli o swojej mamie i jej uczuciach T-T
Po prostu to jest godne pochwały!
Właśnie dlatego napiszę jeszcze raz, że cieszę się, że kontynuujesz właśnie to opowiadanie, że będzie więcej Bee i już nie mogę doczekać się ciekawej fabuły jaką zaczęłaś zapewne już wprowadzać, a która wydaje się na tyle obiecująca i wciągająca, że ja już jestem cała Twoja xD Oczywiście w sensie, że jako czytelnik, nie opuszczę Twojego bloga, choćby nastąpił koniec świata!
Uwielbiam Bee, uwielbiam chłopców z imionami związanymi z kolorem, uwielbiam całe Twoje opowiadanie i uwielbiam Ciebie jako autorkę tych wszystkich cudownych opowiadań!
Nie przedłużam i po prostu, życzę Ci morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Pozdrawiam ^^
Czy ja zgubiłam Twojego bloga? hmmm... na to wychodzi, bo mam Cię w obserwowanych, a nie było mnie tu kawał czasu, nie wiem ile straciłam, ale wiem, że muszę się ostro zabrać za czytanie, bo z pewnością mam ogromne zaległości. rozdział genialny, trochę nie pamiętam o czym czytałam wcześniej, więc oceniam tylko ten, jest naprawdę dobrze. Wszystko w fajny sposób ze sobą współgra.
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka
Czasem tak mam, kiedy wracam do jakiejś książki, którą zostawiłam w połowie. :cc
UsuńMam nadzieję, że wraz z odświeżeniem historii, pokochasz chłopców i Bee.
O jak się cieszę, że cię widzę, bałam się, ze mimo obietnic nie wrócisz. Głupia ja :)
OdpowiedzUsuńPolubiłam Bee i tego chodzącego za nią krok w krok pecha. To jak mówiła o ostatnim wypadku, rozśmieszyło mnie, pewnie w szpitalu wszyscy już ją dobrze znają:)
Zastanawiam się o jakiej grze mówili bracia i czemu niektórzy z nich uważali to za zły pomysł. Czego się bali?
Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że szybko się pojawi:)
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/