piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział V

Kiedy po kolacji chłopcy wyszli na mszę, co dla mnie - osoby niewierzącej - było zdziwieniem, zostałam sam na sam z Voilet'em, który nakazał mówić do siebie Vol. Nie przeszkadzał mi zanadto ten dziwny skrót, ale mimo wszystko wolałabym, by wymyślił sobie coś mniej dziwnego. Nie pozostało mi jednak nic prócz pogodzenia się z sytuacją.
Z początku rozmowa niespecjalnie się kleiła i oboje uciekaliśmy wzrokiem na boki. Dopiero gdy przyniósł sok pomarańczowy i dolał do niego malinowego, co w pierwszym odruchu wydało mi się nielogiczne, a następnie wypiliśmy tę niecodzienną mieszankę, nabraliśmy odwagi. Vol skończył szkołę w zeszłym roku. Poza tym interesował się sportem i codziennie rano wychodził biegać, po południu zaś odwiedzał siłownię. Zaproponował, bym wybrała się razem z nim, lecz wolałam oszczędzić mu widoku biegającej mnie, więc grzecznie odmówiłam.
- Więc Bee, to prawda, że wciąż wpadasz w kłopoty? - zapytał.
- Nie tyle w kłopoty, co miewam częste nieszczęścia i wypadki. Ostatnio wpadłam pod samochód - powiedziałam to tak, jakbym informowała o nowej bluzce.
- I rodzice puścili cię do nas w takim stanie?! - Najwyraźniej oburzony, odstawił szklankę.
- Moje ciało zregenerowało się w ciągu dwóch chyba nocy, jeśli dobrze pamiętam. Kiedy śpię, organizm produkuje substancję wspomagającą gojenie, a przynajmniej tak powiedzieli uczeni lekarze. - Wzruszyłam ramionami. - Ale w Hell-line spotkało mnie więcej wypadków niż... - zamilkłam. Spojrzałam przepraszająco na fioletowowłosego, ale on, idąc za moją radą, omijał oczy. - To znaczy w Rainbowline.
- Jesteś pierwszą osobą, która śmiała przekręcić tę słodką nazwę - roześmiał się.
Tak nam mijał wieczór, dopóki nie wróciła reszta. Wtedy Rosso podał herbatę i ciasteczka, które wstyd mi było dotykać z powodu tuszy. Nieszczupła dziewczyna wśród idealnych chłopców zawsze krępuje się i nie bierze do ust niczego, co mogłoby wywołać karcące lub niezrozumiałe spojrzenie.
Rozmawialiśmy w sumie o niczym. To bracia bardziej poznali mnie, gdyż sypali pytaniami. Ustalili nawet kolejkę, by nie wchodzić drugiemu w drogę. Najwyraźniej musiałam być sporą atrakcją, z może zachowywali się tak wobec każdego? Nie śmiałam pytać, więc opowiadałam o swoim dzieciństwie, o szkole, o bracie, o nielicznych znajomych. Rozwiodłam się na temat powieści mamy. Wspomniałam o kilku marnych wypadkach, z których i tak wyszłam cało.
- To niesamowite, jak twój organizm reaguje na myśl o śmierci - wymknęło się Horiemu. - Chyba naprawdę chce, byś zobaczyła coś więcej, niż tylko najbliższą okolicę.
- Jak byłam dzieckiem i miałam dość wpadania w tarapaty, to wymarzyłam sobie, że wzniosę się ku niebu, a potem spadnę i umrę - wyznałam. - To głupie, ale myślałam, że jestem aniołem oraz że będę się tułać po świecie, dopóki nie uratuję kogoś z niedoli.
- Chyba każdemu przeszło niegdyś przez myśl, iż może należeć do niebiańskich istot, czyż nie? - Mori uśmiechnął się ciepło.
Choć zdawało się, że słowa niebieskowłosego chłopca zabrzmiały neutralnie, zapadła cisza i przez kilka długich sekund wibrowała w powietrzu. Dopiero Verde, podnosząc się do pionu z błyskiem wspaniałomyślności w oku, przerwał ją.
- Pokażmy Bee naszą grę! - zaproponował.
- Nie - gwałtownie odpowiedziała pozostała czwórka, na co zielonowłosy ściągnął z niezadowolenia brwi.
- Nie możesz straszyć naszego gościa już pierwszego dnia - wyjaśnił Hori młodszemu bratu. - Poza tym pewnie jest zmęczona.
- Bee... - Verde spojrzał na mnie błagalnie szmaragdowymi oczami.
- A co powiesz na jutrzejsze popołudnie, kiedy wrócisz ze szkoły? - uśmiechnęłam się, chcąc rozładować napięcie.
- W porządku! - Chłopiec też wyszczerzył zęby.
Chłopcy z nieznanego mi powodu odetchnęli z ulgą.

***

Po prysznicu, ubrana w pomarańczową piżamę, kiedy leżałam już na naprawdę wygodnym, choć piętrowym, łóżku otulona miękką i pachnącą pościelą, rozmawiałam jeszcze przez chwilę z najmłodszym z braci. W pewnym momencie przez drzwi zajrzał Voilet, by życzyć słodkich snów, co było kochane.
Jeszcze zanim odpłynęłam w objęcia Morfeusza, usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka i zbliża się do łóżka. Nie potrafiłam określić, który to z braci, lecz przybysz otulił Verde kołdrą, którą ten wcześniej rozkopał, a następnie wyszedł. Zasnęłam chwilę później.

***

Kiedy obudziłam się rano z niejasnym wrażeniem, że powinnam być w innym miejscu, późnojesienne promienie słońca wpadały przez duże okno do pokoju, oświetlając go i nadając ciepłego i przytulnego wyglądy. Powoli, ociągając się, zwlokłam się z łóżka. Ziewnęłam oczywiście kilka razy, przeciągnęłam się i powąchałam dłonie. Kiedy stwierdziłam, że mój stan nie jest tragiczny, bo włosy nie sterczą w każdą stronę, opuściłam pokój, by udać się na parter.
Po schodach schodziłam niewiarygodnie cicho. Aż się zdziwiłam, że nie jęczą pod moim ciężarem. Widać było, że zbudowano je dawno temu i że konstrukcja jest solidna, dopracowana, nie jak te dzisiejsze, robione na szybko, byle by cieszyły oczy gości, którzy wchodzą, podziwiają wnętrze i wychodzą, aby rozpowiedzieć o tym, jaki kolor dywan dana rodzina ma w salonie. Cisza ta jednak nie tyczyła się przestrzeni, którą wypełniały odgłosy rozmowy. Rozpoznałam wśród nich Rosso oraz Moriego. Kłócili się zawzięcie, zapominając o bożym świecie.
- Nie mogę pojąć, że jesteś tak naiwny - oburzył się czerwonowłosy posiadacz głosu. - Nie minęła doba, a ty już się nakręcasz. Nie masz pewności, czy to prawda.
- Zobaczymy dzisiaj - odburknął najstarszy brat. - Tylko my odpowiadamy poprawnie na wszystkie pytania.
- Nie nakręcaj się.
Wychyliłam się, by móc ich zobaczyć. Stali pod schodami, obaj jedynie w spodniach, Rosso miał ręcznik na ramionach, a świetlne refleksy tańczyły na jego włosach. Mori zaś, ze ściągniętą twarzą, wyglądał przerażająco, jakby chciał zrobić komuś krzywdę.
- Nieładnie tak podsłuchiwać - usłyszałam nagle szept.
Podskoczyłam i spróbowałam się cofnąć, po raz wtóry zapominając, że za plecami mam... Nic. Schody. Już leciałam w dół, kiedy w ostatniej chwili Hori chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Znalazłam się tak blisko, że policzek miałam przy jego klatce piersiowej i słyszałam miarowe bicie serca. Moje zaś pędziło jak oszalałe. Taki upadek pewnie skończyłby się wizytą w szpitalu.
- Przepraszam - wyszeptał blondyn, wtulając twarz w moje poskręcane i poplątane po nocy włosy. - Powinienem uprzedzić o swojej obecności. Przepraszam.
Nie byłam w stanie nic wydukać. Przed oczami miałam szpitalny sufit. Nie chciałam ponownie tam trafić, nie chciałam znów wysłuchiwać lekarzy. Na samą myśl o pytaniach skręciło mnie w żołądku. Dlaczego wszystkich tak bardzo interesowała moja zdolność regeneracji? A co, jeśli nagle nie zadziała? Co jeśli w końcu umrę, zostawiając rodziców z oczami pełnymi łez? Ta wizja jeszcze bardziej zacisnęła mi gardło.
- Przepraszam - wyszeptał jeszcze raz.
Hori wziął mnie na ręce i zniósł na dół, domyślając się, że nie dałabym rady zejść sama. Wtuliłam się w niego jak małe, przerażone dziecko w matczyną pierś. Rosso oraz Mori patrzyli na nas zdziwionym wzrokiem, kiedy spowity żółtym kolorem mężczyzna kładł mnie n kanapie. Skuliłam się, obejmując kolana.
- Wszystko w porządku? - zapytał Hori, ale w odpowiedzi otrzymał tylko kiwnięcie głową.
- Zrobię kakao - zaproponował Rosso i ruszył w stronę kuchni. Odprowadziłam go wzrokiem.
Przeklęte Rainbowline z setką schodów.



Wróciłam! Dzień później, niż zapowiadałam, ale jestem. NbH skończone i teraz spokojnie mogę zająć się WwT. <3

5 komentarzy:

  1. Hmmm . szczerze powiem , że bardzo fajny blog , a temat bloga (mimo iż tak oklepany) bo właśnie na Fantasy rzucają się wszyscy ,,amatorzy" dzięki tobie nabiera trochę innego koloru. Miło się czyta , bo są tu niby niezwykłe moce , ale one nie dominują i to jest w tym ciekawe !
    Pozdrawiam Hunted Girl...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Cieszę się, że kontynuujesz opowieść o Bee!
    Naprawdę za nią tęskniłam T-T
    Czy ja tutaj wyczuwam podstęp i wielką tajemnicę rodziną, czy po prostu mój psiak znów puścił cichacza-zabójce? Wszystko jest możliwe!
    Zaciekawiła mnie rozmowa tej dwójki, co oni mieli na myśli? Czemu mam dziwne wrażenie, że chodzi im o Bee? Czy to jakiś rodzinny sekret?
    Właściwie to zastanawiam się również, czy te wydarzenia mają coś wspólnego z postaciami z Ash Dale?
    Temat aniołów... był dziwnym porównaniem, ale mi Bee kojarzy się z wilkołakiem, ale to z powodu leczniczej substancji w ich ślinach >.< Nie mniej szybkie leczenie się dziewczyny naprawdę mnie zastanawia i zdumiewa, a sądzę, że tak to nieco potrwa :D
    Niemal wypadek na schodach... cóż, chyba nikt nie może się przyzwyczaić do tego, że często ma jakieś wypadki. Dowodem jest nawet Prometeusz, który codziennie umierał, aby następnie ożyć i znów przeżyć śmierć... może Bee jest jego krewną?
    Sądzę jednak, że on za każdym razem, gdy umiera zastanawia się, czy znów ożyje, a Bee z pewnością za każdym razem, gdy jest bliska śmierci, boi się tego iż nie wstanie, cieszę się, że o tym wspomniałaś, bo nie wierzę, aby pomimo swoich słów i tego iż stwierdza ze spokojem jakie miała wypadki, tak łatwo się do nich przyzwyczaiła.
    (no normalnie godzinę piszę ten komentarz, bo cały czas coś mi przerywa >.<).
    Dlatego moim zdaniem Bee jest naprawdę sympatyczną osobą (nie ważne, co mówią jej oczy), bo zamiast na pierwszym miejscu myśleć o sobie (jak większość społeczeństwa) ona myśli o swojej mamie i jej uczuciach T-T
    Po prostu to jest godne pochwały!
    Właśnie dlatego napiszę jeszcze raz, że cieszę się, że kontynuujesz właśnie to opowiadanie, że będzie więcej Bee i już nie mogę doczekać się ciekawej fabuły jaką zaczęłaś zapewne już wprowadzać, a która wydaje się na tyle obiecująca i wciągająca, że ja już jestem cała Twoja xD Oczywiście w sensie, że jako czytelnik, nie opuszczę Twojego bloga, choćby nastąpił koniec świata!
    Uwielbiam Bee, uwielbiam chłopców z imionami związanymi z kolorem, uwielbiam całe Twoje opowiadanie i uwielbiam Ciebie jako autorkę tych wszystkich cudownych opowiadań!
    Nie przedłużam i po prostu, życzę Ci morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja zgubiłam Twojego bloga? hmmm... na to wychodzi, bo mam Cię w obserwowanych, a nie było mnie tu kawał czasu, nie wiem ile straciłam, ale wiem, że muszę się ostro zabrać za czytanie, bo z pewnością mam ogromne zaległości. rozdział genialny, trochę nie pamiętam o czym czytałam wcześniej, więc oceniam tylko ten, jest naprawdę dobrze. Wszystko w fajny sposób ze sobą współgra.
    Pozdrawia Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak mam, kiedy wracam do jakiejś książki, którą zostawiłam w połowie. :cc
      Mam nadzieję, że wraz z odświeżeniem historii, pokochasz chłopców i Bee.

      Usuń
  4. O jak się cieszę, że cię widzę, bałam się, ze mimo obietnic nie wrócisz. Głupia ja :)
    Polubiłam Bee i tego chodzącego za nią krok w krok pecha. To jak mówiła o ostatnim wypadku, rozśmieszyło mnie, pewnie w szpitalu wszyscy już ją dobrze znają:)
    Zastanawiam się o jakiej grze mówili bracia i czemu niektórzy z nich uważali to za zły pomysł. Czego się bali?
    Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że szybko się pojawi:)
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń