Zawsze byłam niewidzialnym dzieckiem.
Owe przezwisko przylgnęło do mnie, gdy miałam osiem lat i wypadłam z okna. Serio. Dzieci w tym wieku powinny zachowywać się już nieco poważniej, jednak to zdarzyło się przypadkiem, a niania
– siedząca naprzeciwko – nie zauważyła, jak wspinam się na parapet. Ześlizgnęłam się i spadłam z piętra. Całe szczęście na rosłe tuje, nie na ziemię. Skończyło się kilkoma zwichnięciami, opuszczoną szkołą i zmianą opiekunki na młodszą.
Kolejny wypadek zdarzył się chyba rok później. Pojechaliśmy na wakacje. Ja – dzielny pływak – czułam się w wodzie jak ryba. Rodzice pozwalali mi wypływać na głęboką wodę i wcale się nie martwili. Nie zrobiłam tego specjalnie – jakiemuś dziecku odpłynęło kółko i chciałam mu pomóc, więc ruszyłam w jego stronę. Obudziłam się następnego dnia w szpitalu.
– siedząca naprzeciwko – nie zauważyła, jak wspinam się na parapet. Ześlizgnęłam się i spadłam z piętra. Całe szczęście na rosłe tuje, nie na ziemię. Skończyło się kilkoma zwichnięciami, opuszczoną szkołą i zmianą opiekunki na młodszą.
Kolejny wypadek zdarzył się chyba rok później. Pojechaliśmy na wakacje. Ja – dzielny pływak – czułam się w wodzie jak ryba. Rodzice pozwalali mi wypływać na głęboką wodę i wcale się nie martwili. Nie zrobiłam tego specjalnie – jakiemuś dziecku odpłynęło kółko i chciałam mu pomóc, więc ruszyłam w jego stronę. Obudziłam się następnego dnia w szpitalu.
Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Moje zebrały się w grupę i co rusz odwiedzały, dając o sobie znać. Pielęgniarki w szpitalu tak dobrze mnie znały, że potrafiły ze mną plotkować. Raz nawet prowadziły przy mnie zbereźną konwersację, bo przecież „nie jestem już dzieckiem”. Powiedzcie to moim zatroskanym rodzicom, pomyślałam.
Co się stało tym razem? Pamiętałam tylko, że przechodziłam przez ulicę na pasach, a potem obudziłam się w szpitalu, gdy blask jarzeniówek raził po oczach. Lekarz odetchnął z ulgą, a mama ścisnęła moją dłoń, roniąc kilka łez. Wątpiłam, by było ze mną aż tak źle, co najwyżej zwichnęłam kostkę.
Poruszyłam palcami u nóg - były wszystkie. Palce u rąk tak samo. Więc w czym rzecz? Nic mnie nie bolało, jedynie podłączona kroplówka denerwowała niemiłosiernie. Westchnęłam ciężko, po czym podniosłam głowę i rzuciłam lekarzowi zniecierpliwione spojrzenie brązowych oczu. Jak przestraszony zaczął odłączać cały sprzęt, a gdy poczułam się wolna, usiadłam, wspierając plecy na poduszkach.
- Co tym razem? - zapytałam zatroskanych rodziców, którzy z twarzy wyglądali na szczęśliwych i zaskoczonych jednocześnie.
- Potrącił cię samochód, a ty... - zaczął tata, lecz zgubiwszy słowo, zamilkł i spojrzał w stronę specjalisty.
Tata nigdy nie lubił przemawiać. Odziedziczyłam po nim mało wyrafinowany język i obojętność na wszystko, nawet na to, co ma związek ze mną. Ach, i oczy mieliśmy takie same. Jego niegdyś ciemne włosy teraz przybrały odcień srebra, gdyż nie chciał ich farbować, by zachować męskość. Zastanawiałam się czasem, czy on przypadkiem nie myli definicji „męskości” z czymś innym.
- Masz niewiarygodną zdolność regeneracji, Heebceen - przyszedł z pomocą doktor. Przysiadł na skraju szpitalnego łóżka śmierdzącego chorobą i środkami dezynfekującymi. - Kiedy trzy dni temu przywieziono cię do szpitala, założono szwy, stwierdzono również, że masz kilka obrażeń wewnętrznych. Nic jednak nie wykryliśmy, a wszelkie zadrapania i draśnięcia znikły wczoraj wieczorem. Wygląda na to, że gdy śpisz, twój organizm wytwarza jakieś nietypowe witaminy.
- Panie doktorze, jestem jak pies - powiedziałam, podnosząc się. Zrobiłam pierwszy chwiejny krok w stronę drzwi. - Wyliżę się ze wszystkiego. A jeśli pan spróbuje eksperymentować, własnoręcznie odgryzę panu rękę. Zobaczymy, czy odrośnie.
Opuściłam salę. Już któryś raz słyszałam, jakim to niesamowitym przypadkiem jestem. Najchętniej zamknęliby mnie w szklanej kuli i podtruwali co rusz, by sprawdzić, czy i na to dostałam od losu odporność. Moi wspaniali rodzice raz nawet rozważali, czy nie poddać swojej córeczki badaniom (czytaj: eksperymentom), lecz wybiłam im to z głów. Że też nie potrafili dostrzec przebiegłości w lekarskich oczkach.
Doszłam do łazienki, mijając po drodze kilka gorszych i lepszych przypadków. Zakatarzone dzieci, płaczące niemowlaki, gorączkujący staruszkowie. Wrzaski i jęki. Ogłuchnąć można. Mimo częstych wizyt w szpitalu, wciąż nie mogłam do tego przywyknąć. Wolałam ciszę i spokój niż wieczny hałas.
W łazience stanęłam przed umywalką i opłukałam twarz zimną wodą. Patrzyłam w lustro na swoje odbicie, a w głowie mój własny głos zabarwiony sarkazmem powtarzał, jaka to ze mnie piękność. Dokładnie, z sarkazmem. Ilekroć ktoś mnie widział, nie mówił „ładna dziewczynka”. Nie, ja nie byłam „ładna”, byłam „nietypowa” i zostało to do dziś.
Pozazdrościć mi można było długich, grubych i czarnych rzęs okalających ciemnobrązowe, niezbyt głęboko osadzone oczy. Zastanawiałam się raz, czy gdyby mi je wyjęli, to czy urosłyby mi nowe. Stwierdziłam jednak, że to niemożliwe i więcej nie wracałam do tego tematu. Co do mojego opisu zewnętrznego - dostała mi się okrągła, pucowata buźka, duży nos i nieproporcjonalne usta. Wyglądałam co najmniej śmiesznie, ale przez oczy, którymi wciąż wszystkich bezsłownie beształam, nikt nie śmiał nawet zachichotać.
Co do reszty - jako dziewczyna bez przyjaciół, siedząca w domu przed monitorem bądź ekranem telewizora, wegetująca zwykle pod kocem z ciastkiem upieczonym przez mamusię, łatwo się domyślić, iż do osób szczupłych nie należałam. Nie przejmowałam się tym za bardzo. I tak nikt nie zwracał na mnie uwagi. Byłam niewidzialna.
Zimne kafelki raniły bose stopy, więc szybko skorzystałam z toalety, a następnie wróciłam do szpitalnej sali, w której rodzice prowadzili żywą dyskusję z doktorem. Oczywiście w pierwszej chwili nikt nie zorientował się, że znalazłam się w pomieszczeniu. Tak, nawet własna matka, ta, która jako pierwsza trzymała mnie na rękach (nie licząc zmarłej już pielęgniarki), nie potrafiła dostrzec, iż stoję tuż obok. To tak, jakbym żyła między dwoma światami i przenosiła się między nimi bez nadzoru.
Harry Potter zazdrościłby mi tej umiejętności. Wielka szkoda, że magia i inne wymysły wybujałej wyobraźni pisarzy nie istnieją. To tylko głupie, jednakże wciągające dyrdymały dla dzieci, które są odrzucane z mniej lub bardziej błahych powodów, i muszą znaleźć sobie zajęcie.
- Chcę wrócić do domu - odezwałam się, wyciągając spod łóżka torbę z ubraniami. Tata znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że wszystko mam gdzieś i zawsze przynosił jakieś ciuchy, bym mogła się przebrać. Chwała mu za to.
- Chcę się umyć i pójść po notatki.
- Ależ, Bee, kochanie...
Opowiadałam już o mamie? Miałam z nią podobne stosunki jak z ojcem, jednak ją cechuje mniejsza rozrywkowość i wieczne „ale”. Zawsze musi być jakieś ale. Radzę nie spotkać jej na zakupach, bo zacznie doradzać, a to się skończy wydaniem mnóstwa pieniędzy. Lepiej zaoszczędzić i wyjechać.
- Śmierdzę - dodałam, zdejmując szpitalną piżamę. Pozostałam w samej bieliźnie. Kilka osób przechodzących za szybą zerknęło w moją stronę, lecz ich zignorowałam. To ich wina, że tu spojrzeli, ich trauma. - Potrzebuję prysznica. - Wdziałam sweter w fioletowe paski, a potem sprane dżinsy. - I nie mogę skorzystać z tego tu.
- Bee - błagalny ton matki wcale nie sprawił, że postanowiłam zostać. Wręcz przeciwnie - wsunęłam na stopy kolorowe skarpetki, potem buty i przerzuciłam plecak przez ramię. - Czekam w samochodzie.
Miałam dość szpitali. Miałam dość lekarzy. Wolałam umrzeć, niż po raz kolejny trafić do tego miejsca. Może się zdawać, że to głupie i bez sensu, że powinnam cenić swoje życie, lecz... Chciałam z tym skończyć. Na dziewięćdziesiąt procent niedługo znów coś we mnie uderzy albo wypadnę z balkonu. Znów położą mnie na sali i dadzą spać, a gdy się przebudzę, bez słowa wyjaśnienia opuszczę budynek.
Gdy pierwszy raz wylądowałam ze stłuczoną głową, bałam się śmierci. Bałam się, że umrę, a rodzice będą płakać. Leżałam podłączona do kroplówki dwa tygodnie, nie odzywałam się, nie wstawałam z łóżka. Wegetowałam sobie, gdyż obawiałam się o własne życie. Głupota. Pielęgniarki powtarzały, jak zdrowym dzieckiem jestem, a ja nie wierzyłam i wciąż wmawiałam sobie chorobę i ból.
Za drugim razem spędziłam tydzień. Samodzielnie wygrzebałam się z łóżka. Rodzice byli dumni, że poradziłam sobie z problemem.
Z każdą następną wizytą coraz mniej zależało mi na życiu, podchodziłam do całej sprawy z obojętnością i chłodem, bo wiedziałam, że tak czy siak wyląduję w szpitalnym łóżku.
- Ależ Bee! - Mama podniosła się z krzesła. - Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo!
- To wyślij mnie do tego pieprzonego ośrodka, o którym rozwodzisz się od miesięcy.
Mama zaczynała wpadać w paranoję. Bała się, że jej córeczka odejdzie w zaświaty. Owszem, każdy rodzic szukałby jakiegoś wyjścia, by chronić dziecko, ale ona przesadzała. Uważała, że jeśli wyśle mnie na wieś, do pilnowanego całą dobę pensjonatu, to nic mi się nie stanie. Szkoda tylko, iż cała ta placówka istniała tylko w Internecie. Co prawda jedna z miejscowych kobiet bardzo zachwalała Rainbowline, ponieważ stamtąd pochodziła, no ale nie przesadzajmy.
- Naprawdę? - Mama podchwyciła temat, wyraźnie zainteresowana moją nagłą zmianą zdania. Pewnie tata za chwile wytłumaczy jej, że to sarkazm.
- Tak, tak. - Machnęłam ręką, a następnie wyszłam za szklane drzwi. - Czekam przed samochodem.
Dokładnie tak. Pozwolono mi opuścić szpital zaledwie kilka chwil po przebudzeniu i to bez zbędnego gadania. Wszelkie papiery i tak podpisywali rodzice. Wydaje się to dziwne? Niech wasza skóra zacznie się odnawiać i zrastać po pół godzinie snu, a potem kilka razy wylądujcie na ostrym dyżurze, wtedy porozmawiamy o tym, czy to aby na pewno ma sens.
Tak, czasem nawet bycie mną ma swoje zalety.
♥♥♥
Tak więc przybywam z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że nieco przybliżyłam postać Bee. ;w;
Witaj, przeczytałam cały rozdział i nawet nie wiesz ajk się cieszę, że poznałam postać Bee. Jest wiele opowiadań w których główna bohaterka jest idealna, idealne kształty uroda, a tu mamy pulchniutką niekoniecznie ładną a przede wszystkim pechową dziewczynę, kryjącą jakiś sekret. Już ją kocham.
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo fajnie piszesz. Mam nadzieję, że rozdziały będą się często pojawiać. Dodaję do obserwowanych, żeby móc być an bieżąco.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
Rozdziały będę dodawać w miarę możliwości, ponieważ szkoła mnie ssie. ;-;
UsuńCo do Bee - chciałam stworzyć bohaterkę inną niż wszystkie, taką typową nastolatkę z prawdziwymi problemami, a nie "o Boże, rzucił mnie chłopak, idę się pociąć".
Wpadnę do Ciebie w wolnej chwili. ;w;
Tak jak mówiłam wcześniej o opisie, tak i rozdział jest ciekawy :3
OdpowiedzUsuńNie jestem zbyt dobra w komentowaniu... właściwie niczego, więc po prostu powiem, że ciekawi mnie, co też może zdarzyć się dalej~ ^w^
Życzę weny ;)
Dalej będą seksy. B)
UsuńA tak serio to - niestety albo stety - nie ma co liczyć na zbliżenia cielesne. x"D
Bee to taki typowy noł lajf i nawet swych przystojnych opiekunów będzie miała gdzieś. ;w;
Hah, to coś czuje, że mi się spodoba jeszcze bardziej~ :3
UsuńNie za bardzo przepadam na powieściach, z których wręcz wypływa seks xDDD
Ja tam, nie mam nic przeciwko >w<
Jak będziesz miała czas, wpadnij do mnie ;)
Zobaczysz, jak nie należy pisać xD
http://psychic-trueorfalse.blogspot.com/
Ale świetny rozdział ;). Bee to wyjątkowo pechowa dziewczyna. Masz piękny charakter pisania, potrafisz zaciekawić, a to najważniejsze ; ).
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka
i Zapraszam do siebie http://ania9716.blogspot.com/
Nie można mieć charakteru pisania, co najwyżej styl. x""D
UsuńMimo to dziękuję, a do Ciebie zajrzę w wolnej chwili, czyli najprędzej po dwudziestym trzecim października.. ;-;
Świetne opowiadanie c: Zapraszam Cię również na mojego bloga http://halloweenismylife.blogspot.com/ Pozdrawiam i życzę wspaniałej weny twórczej :)))
OdpowiedzUsuńWpadłam z nadzieją, że może zobaczę kolejny rozdział, cóż muszę czekać dalej, ale co tam poczekam, bo warto :) Powodzenia w szkole i wytrwałości życzę :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńhttp://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
Dotarłam tu przez komentarz zostawiony przez ciebie na moim blogu - dawno temu. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie dość, że mam nawał obowiązków to jeszcze zaległości na bloggerze. Dopiero teraz miałam chwilę wolniejszą. Właściwie to rozdział przeczytałam już chyba z dwa tygodnie temu i nawet o tym zapomniałam, więc dopiero teraz skomentuję. :) Zastanawiałam się na którego twojego bloga wejść i tak przesuwałam myszką, aż trafiłam tu. Zainteresował mnie tytuł. :) Zawsze gdy ktoś mnie pyta czy w to wchodzą to wchodzę, bo jestem z natury bardzo ciekawska. tak właśnie z tego powodu teraz pisze u ciebie swój komentarz ^^
OdpowiedzUsuńBee ma talent do szybkiej regeneracji, tak? i ona nie wierzy w sytuacje paranormalne? Albo dziewczyna jest niepoprawnym sceptykiem albo ma klapki na oczach. Eh... Jej charakter bardzo mi odpowiada. Z nutką samokrytyki i sarkazmu głównego bohatera zawsze lepiej się czyta ^^
No cóż. To mój pierwszy komentarz już zakończę i pójdę czytać następne rozdziały.
Buziaki, Inna :3
Cześć :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Twój styl pisania jest przyjemny, a postać Bee bardzo ciekawa. Jej myśli miło się czyta.
Teraz nie mam czasu, ale z wielką chęcią przeczytam drugi rozdział jeszcze dzisiaj :)
Pozdrawiam,
Caroline